Na Morzu Norweskim zatonął najnowocześniejszy radziecki atomowy okręt podwodny Komsomolec; zginęło 39 spośród 69 członków załogi
K-278 Komsomolec – radziecki okręt podwodny z napędem jądrowym projektu 685 kryptonim „Plawnik” (NATO: Mike), jedyny ukończony okręt tego typu. Przyjęty do służby we Flocie Północnej Związku Radzieckiego w 1984 roku, w wyniku pożaru zatonął 7 kwietnia 1989 roku podczas powrotu z patrolu na Atlantyku na Morzu Norweskim. W efekcie katastrofy śmierć poniosło 39 członków załogi. W związku z wciąż pozostającą we wraku okrętu bronią jądrową poddawaną działaniu czynników środowiskowych, spoczywająca na głębokości 1685 metrów jednostka budzi zaniepokojenie o możliwe w przyszłości skażenie środowiska naturalnego.
Służba operacyjna
Portem macierzystym K-278 była baza Zapadnaja Lica na Półwyspie Kolskim kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Norwegią. 5 sierpnia 1985 roku okręt z sukcesem zanurzył się na głębokość 1000 metrów. W październiku 1988 roku K-278 otrzymał nazwę Komsomolec, w tym tez czasie prowadził zakrojone na szeroką skalę testy i brał udział w pracach rozwojowych[1]. Biuro Rubin kilkakrotnie sugerowało budowę kolejnych jednostek projektu 685, jednak mimo poparcia Floty Północnej, propozycje te nie były akceptowane.
Pożar
28 lutego 1989 roku druga załoga Komsomolca, pod dowództwem kapitana 1 rangi Jewgienija Wanina, wyszła okrętem na patrol operacyjny w wodach Północnego Atlantyku. W odróżnieniu od pierwszej załogi która pływała okrętem przez cztery lata, druga załoga nie posiadała doświadczenia w operowaniu okrętem, nie posiadała niezbędnych umiejętności, była też źle zorganizowana - brak w niej było na przykład kontroli uszkodzeń, niezbędnej dla okrętów bojowych. Komsomolec spędził na patrolu 39 dni, w jego magazynach amunicji oprócz konwencjonalnego uzbrojenia znajdowały się także dwie torpedy z głowicami nuklearnymi. 7 kwietnia 1989 roku, gdy okręt znajdował się na Morzu Norweskim w drodze powrotnej do bazy na Półwyspie Kolskim, na głębokości 385 metrów doszło do pożaru w siódmym przedziale. Płomienie wypaliły m.in. znajdujące się w przedziale zawory sprężonego powietrza głównych zbiorników balastowych, w związku z czym duża ilość dodatkowego powietrza pod ciśnieniem podsyciła pożar. Na rozżarzone powierzchnie trysnął też olej, którego pochodzenie nie jest jasne. Zawiodła próba wypełnienia przedziału freonem, co miało na celu zduszenie ognia, a pożar zasilany wciąż sprężonym powietrzem oraz olejami spowodował że temperatura w przedziale sięgnęła 800-900°C. Sytuacja okrętu stała się krytyczna, gdy mimo zamkniętych grodzi wodoszczelnych, pożar przedostał się trakcjami przewodów do przedziału numer 6 okrętu. Pożar wyrwał się wówczas całkowicie spod kontroli i stało się oczywiste że nie uda się go opanować. Zatrzymane zostały wówczas turbinowe generatory, a zautomatyzowany system ochrony reaktora przed przeciążeniem wyłączył go, w związku z czym, jednostka została pozbawiona podstawowego źródła zasilania w energię.
Pozbawiony mocy Komsomolec, znajdujący się w tym czasie na głębokości 152 metrów, utracił w ten sposób siłę nośną utrzymującą go na zadanej głębokości, gdy okręt znajduje się w ruchu. Przestały także działać wewnętrzne systemy komunikacyjne okrętu. O godzinie 11:13 rano, przestały działać pompy oleju, w związku z czym okręt utracił ciśnienie w układach hydraulicznych kontrolujących płaszczyzny sterowe. Ster kierunku zaciął się, a załoga utraciła kontrole nad rufowymi sterami głębokości. Kapitan Wanin wydał wobec tego rozkaz wydmuchania wody z głównych zbiorników balastowych, dzięki czemu udało się podnieść okręt na głębokość 100 metrów. Dzięki powtórzeniu na tej głębokości tej samej procedury z dodatkowym balastem wodnym, okręt zdołał wynurzyć się na powierzchnię, co umożliwiło okrętowi wysłanie zaszyfrowanego sygnału SOS do dowództwa. Wynurzenie nie polepszyło jednak sytuacji okrętu. O godzinie 11:21 pożar rozprzestrzenił się przewodami na wszystkie rufowe przedziały jednostki, a temperatura przekroczyła 1000°C. Mimo podejmowanych przez załogę wysiłków w celu uratowania okrętu, po pięciu godzinach na powierzchni, niszczona działaniem ognia i temperatury rufa okrętu zaczęła nabierać wody. Kapitan Wanin wydał wobec tego większości załogi rozkaz zgromadzenia się na dziobowej części pokładu oraz na kiosku. Z tego miejsca załoga dostrzegła spływające z zewnętrznego kadłuba płytki powłoki aneochoicznej, niszczone wysoką temperaturą rufowej części okrętu. Stopniowe pogrążanie się okrętu w wodzie zmusiło dowódcę do wydania rozkazu opuszczenia jednostki.
Akcja ratownicza
Z powodu niskiego stopnia wyszkolenia załogi, jedna z dwóch tratw ratunkowych umieszczonych w kiosku, została uwolniona do wody o temperaturze bliskiej temperaturze zamarzania z dużym opóźnieniem. Po wydaniu załodze polecenia zajęcia miejsc w tratwach, kapitan Wanin powrócił do tonącego okrętu, gdyż kilkoro członków załogi nie usłyszało rozkazu opuszczenia okrętu. Gdy okręt całkowicie zanurzył się z nachyleniem około 80° na rufę, dowódca z czterema oficerami i podoficerami schronili się w znajdującej się w kiosku kapsule ratunkowej. Nim jednak zdołano zamknąć luk kapsuły, do jej wnętrza zaczęła dostawać się woda oraz toksyczne gazy z płonącego wnętrza jednostki (prawdopodobnie tlenek węgla). Gdy w końcu luk kapsuły został zabezpieczony, dały o sobie znać braki w wyszkoleniu załogi okrętu, która w ciemności nie potrafiła odnaleźć spustów uwalniających kapsułę z okrętu. Urządzenie zostało uwolnione dopiero gdy okręt opadł na głębokość 1 600 metrów - 600 metrów poniżej głębokości testowej okrętu, która jest gwarantowana przez konstruktorów i stocznię, jako bezpieczna dla jednostki. Uwolnienie kapsuły spowodowało jej automatyczne wynurzenie na powierzchnię morza, w drodze na powierzchnię jednak, zgromadzone we wnętrzu toksyczne gazy spowodowały utratę przytomności przez kapitana Wanina i dwóch innych osób. Po wynurzeniu kapsuły, ponownie dały znać o sobie braki w wyszkoleniu. Z powodu nieprzygotowanego otwierania górnego luku kapsuły, wewnętrzne ciśnienie w kapsule wyrwało zawiasy luku, oraz wyrzuciło z kapsuły do zimnego i wzburzonego morza dwóch podoficerów, zaś zalewające otwarty luk fale zatopiły kapsułę, wraz ze znajdującymi się w niej pozbawionymi przytomności dowódcą oraz dwoma pozostałymi członkami załogi.
Krótko po godzinie osiemnastej, na miejsce katastrofy przypłynął statek rybacki, który podjął z morza 30 osób. Z 69 zaokrętowanych na K-278 członków załogi, zginęło 39 osób.
Rozgłos
Według ustaleń komisji badającej przyczyny wypadku bezpośrednią przyczyną pożaru były niesprawne czujniki stężenia tlenu, co skutkowało samozapłonem oleju w maszynowni. Niesprawne czujniki nie były wymieniane czy naprawiane, a powszechną praktyką w całej flocie było ich wyłączanie, by nie niepokoiły załogi fałszywymi alarmami. Ponadto znaczna część załogi była skompletowana przypadkowo i niedoświadczona. Pomimo sformułowania zarzutów wobec dowódców okrętu i floty nikt nie został ukarany za zaniedbania. Według relacji załogi dowództwo floty po wynurzeniu okrętu na powierzchnię przez kilka godzin celowo opóźniało akcję ratowniczą grożąc zatopieniem jednostkom cywilnym znajdującym się w pobliżu.
W odróżnieniu od wcześniejszych katastrof radzieckich okrętów podwodnych, katastrofa Komsomolca nie przeszła bez echa. W erze głasnosti informacje o katastrofie okrętu nie mogły zostać ukryte nawet w radzieckich mediach. Dodatkowo, operacja ratunkowa w wyłącznej strefie ekonomicznej Norwegii została zauważona przez służby norweskie. Po zatonięciu okrętu, Norwegia oświadczyła że jej samoloty i jednostki nawodne były w stanie dotrzeć do tonącego okrętu około dwóch godzin przed ostatecznym zanurzeniem się jednostki. W ciągu tygodnia o katastrofie zaczęły informować radzieckie gazety Komsomolskaja Prawda i Sowietskaja Rasija, ze szczegółowym opisem operacji ratunkowej z punktu widzenia pilotów samolotów ratowniczych. W ciągu miesiąca żywi i martwi członkowie załogi zostali odznaczeniu Orderem Czerwonego Sztandaru, prasa natomiast rozważała przyczyny późnego przybycia na miejsce wydarzenia sił ratowniczych. Dwa miesiące po katastrofie, statek oceanograficzny Akadiemik Mstisław Kiełdysz za pomocą pojazdu podwodnego Mir odnalazł wrak okrętu na głębokości 1685 metrów.
W 1994 roku, władze rosyjskie oświadczyły że w celu ochrony środowiska środowiska naturalnego, dziobowa część Komsomolca w której znajdują się torpedy z głowicami jądrowymi, została zabezpieczona specjalnym sarkofagiem. W wyniku zaś naturalnych procesów, spoczywający na dnie wrak z pozostającymi w nim zwłokami ludzkimi jest stopniowo pochłaniany przez osady denne.
Powiązane wydarzenia
Mapa
Źródła: wikipedia.org